Tagi

Czy usłyszeliście kiedyś zdanie: „Zobaczysz, że jak będziesz…”? To „zobaczysz” ma mieć charakter negatywny, ma dawać TOBIE do zrozumienia, że JESZCZE nic nie wiesz (o czymś tam) i dowiesz się dopiero, kiedy… Kiedy będziesz duża lub duży, kiedy skończysz szkołę, pójdziesz do pracy, będziesz miała lub miał swoje dzieci itd.

Ja słyszałam to niemal przy każdej okazji, kiedy rozmówca tracił argumenty. Mówiono mi, że jak skończę szkołę, to posmakuję prawdziwego życia (jak by szkolne życie było nieprawdziwe) i zechcę wrócić do beztroskiego dzieciństwa; albo, że pracując zobaczę, jak ciężkie jest życie, jak przytłaczający jest fakt, że trzeba płacić rachunki, kupować ubrania, jedzenie i przeżyć do pierwszego; słyszałam też, że dopiero jak będę miała męża, to mogę wypowiadać się na temat małżeństwa; że nie znam się na dzieciach, bo nie mam własnych i że jak już będę miała własne, to ZOBACZĘ.

Żadna z tych prognoz się nie sprawdziła. Kończąc szkołę cieszyłam się,  że wreszcie nie będę traktowana z góry i pretensjonalnie. Cieszyłam się, że wreszcie zaczęłam pracować i mam własne pieniądze. Wreszcie wyszłam też za mąż, zaszłam w ciążę, urodziłam dziecko. Okazuje się, że nadal jestem niekompetentna, bo… mam je tylko jedno i do tego malutkie.

Tymczasem rodzice dzieci, którymi się opiekowałam, byli zadowoleni. Jeśli nie byli, rozmawialiśmy otwarcie i wybieraliśmy rozwiązanie dobre dla dziecka, rodziców i dla mnie. Widzę też pozytywne efekty w zachowaniach dzieci. Do podstawówki nie wróciłabym za nic, do szkoły średniej też nie, choć z chęcią spotkałabym się z niektórymi osobami, z którymi kontakt urwał się pewnie na zawsze. Praca dawała mi satysfakcję nawet wtedy, gdy odbiegała od tej, którą chciałam wykonywać. Kiedy urodził się Antek, nie musiałam się niczego uczyć, dokładnie wiedziałam, jak z nim postępować. Jedyną niespodzianką były dla mnie szczepienia i wizyty u lekarzy. Kiedy podrośnie i zacznie być bardziej  autonomiczny, będę musiała nauczyć się postępować słusznie do jego charakteru, ale teraz to bułka z masłem.

Antek to świetne dziecko. Płacze tylko wtedy, gdy coś go boli (w pierwszych miesiącach kolki, potem szczepienia), a krzyczy kiedy jest głodny. Wystarczy jednak wsadzić butelkę do buzi, a uspokaja się i zaczyna cieszyć. Poza tym jest zabawny, radosny, niekłopotliwy. Wymaga stuprocentowej niemal uwagi, ale to też jest w nim kochane. W nocy budzi się tylko raz, czasami wcale i tak miał od urodzenia.

Na życie małżeńskie też nie narzekam:)

Reasumując: NIC z tego, co prorokowali inni nie sprawdziło się.

Na koniec tych moich wywodów (które mają służyć ku pokrzepieniu tym kobietom, które mają podobne przeżycia) chcę się podzielić tym, co usłyszałam od chwili, kiedy zaszłam w ciążę. Będą to głupie teksty, choć pocieszających i mądrych było wiele, lecz z powodu ich osobistego charakteru nie przytoczę ich tutaj.

No to teraz już obiecane teksty:

– zobaczysz, że nie dasz rady urodzić normalnie, będziesz prosić o cesarkę (nie dałam rady urodzić normalnie, ale o cesarkę nie prosiłam)

– ściągnij obrączkę, bo ci palce spuchną i trzeba będzie ją rozcinać obcęgami (usłyszane, kiedy byłam w drugim albo trzecim miesiącu ciąży)

– pij rumianek (melisę, miętę, koper itd.) to nie będziesz wymiotować

– „Jaki on podobny do tatusia! Ale nie martw się, urodzisz dziewczynkę, to będzie twoja.” (sic!)

– „E tam chłopiec, dziewczynki się chce, z nimi można porozmawiać.”

– reakcja na imię Antosia: „Nie mieliście innego?”

– reakcja na mój widok pod koniec ciąży, kiedy byłam wielka i spuchnięta: „Jeeeejku, co TY zrobiłaś ze swoją twarzą????”

– „Po co ci fotelik samochodowy? Przecież możesz go wozić w gondoli.”

– „To ty nie prasujesz mu ubraneeeek??”

– „Nie masz czasu? Przecież ty teraz nic nie robisz!”

No i to wspominane ZOBACZYSZ:

– że to ciężar

– że nie będziesz spała po nocach

– że będzie miał bolesne kolki i będzie ciągle płakał

– że nie opłaca się kupować tanich ciuchów, bo dwa razy założysz i do wyrzucenia

A przy okazji prezentuję coś, co ostatnio zrobiłam.